Święty Józef Moscati
Przy grobie świętego doktora Józefa Moscatiego
Kim był święty Józef Moscati? Wystarczy udać się do kościoła ojców jezuitów Il Gesù Nuovo przy placu o tej samej nazwie, by zobaczyć ten sam fenomen, który towarzyszy miejscu spoczynku świętego papieża Jana Pawła II w Watykanie – ludzi nieustannie trwających na modlitwie. Neapolitańczycy pokochali z serca swego świętego doktora. Gromadzą się przy jego grobowcu po prawej stronie świątyni, pod ołtarzem Nawiedzenia św. Elżbiety, i wpatrują się w umieszczony na płycie grobowej tryptyk z brązu, na którym widać postać profesora Moscatiego: z jednej strony na uniwersyteckiej katedrze z uczniami, z drugiej przy łóżku chorego, w środku zaś ogarniętego chwałą Chrystusową w rozmowie z jakąś kobietą z dzieckiem. Niektórzy podchodzą do stojącej obok figury świętego, o rozmiarach dorosłego człowieka, by uścisnąć jego wyciągniętą dłoń. W głębi kościoła jest jeszcze specjalna kaplica poświęcona św. Józefowi Moscatiemu oraz dwa umeblowane pomieszczenia przypominające jego sypialnię i gabinet lekarski. Szczególną uwagę przyciąga tradycyjny filcowy kapelusz, spoczywający na taborecie przy biurku doktora Moscatiego, z dołączoną karteczką, że tutaj można za poradę lekarską zostawić jakiś datek bądź też wyciągnąć nieco, jeśliby ktoś był w potrzebie.

Józef Moscati – lekarz ubogich
Wszyscy znajomi potwierdzali zgodnie: Dottore zawsze był ubogi. Dziwne, zwłaszcza w przypadku kogoś, kto z racji zdolności, wyjątkowego talentu i sławy mógłby opływać w dobra tego świata. Nie tylko nie był przywiązany do pieniędzy, ale i, jak tylko mógł, wspomagał swoich pacjentów. Nie miał nawet własnego samochodu. Jak wspominał dr Domenico Galdi, „nie tylko leczył za darmo, lecz także wspierał chorych na duchu. Zapewniał im lekarstwa i co tylko im było potrzebne do życia”. Święty Józef Moscati był znany jako “lekarz ubogich”, który z pasją i oddaniem leczył potrzebujących, często nie pobierając od nich opłat.

Koperta z pieniędzmi
„Pewnego razu – opowiadał dr Francesco Brancaccio – za cztery wizyty domowe przyjął od rodziny chorego kopertę z pieniędzmi. W drodze powrotnej tknęło go, by zajrzeć do środka. Było tam tysiąc lirów. Wrócił do mieszkania, które niedawno co opuścił, krzycząc: «Albo zwariowaliście, albo wzięliście mnie za złodzieja!». Gospodarz domu, przekonany, że dał mu za mało, poszedł po drugi podobny banknot, na co doktor Moscati wyjął z portfela osiemset lirów, położył na stole, pożegnał się i wyszedł. Za cztery wizyty przyjął tylko dwieście lirów”.
Zagniewany święty Józef Moscati
Pewna siostra zakonna relacjonowała, że innym razem doktor Moscati zaordynował choremu określone leczenie, stwierdzając po jakimś czasie, że chory niczego z tego, co doktor mu zapisał, nie podjął. Szybko się zorientował, że rodziny nie stać na terapię. Natychmiast temu zaradził. Okrzyczał rodzinę, że nie po to jest lekarzem, aby ignorowane były jego zalecenia, i poszedł sobie. Wszyscy pozostali zawstydzeni. Lecz niebawem, kiedy poprawiali poduszki w łóżku chorego, pod jedną z nich odnaleźli banknot pięciusetlirowy. Doktor odwrócił uwagę od swej wspaniałomyślności udawaną surowością i gniewem.
Wykształcenie i osiągnięcia medyczne Moscatiego
Osiągnął najwyższy pułap wykształcenia zawodowego i sukcesu naukowego, zachowując przy tym pokorę. Żył w trudnym okresie, w klimacie kultury zdominowanej przez masoński pozytywizm. Pomimo powszechnej laicyzacji żył wiarą w Chrystusa na co dzień. Na okres jego studiów medycznych przypada czas znaczących odkryć w nauce: wyjaśnienia etiologii i przebiegu wielu chorób. Brał udział w międzynarodowym kongresie fizjologii jako reprezentant Włoch, co przyczyniło się do uzyskania tytułu docenta nauk ogólnoklinicznych.
Doktor Moscati w leczeniu swoich pacjentów starał się wykorzystywać najnowsze osiągnięcia w dziedzinie medycyny. Był pionierem leczenia cukrzycy na terenie Neapolu z użyciem dopiero co odkrytej insuliny. Uczył też innych lekarzy stosowania tego leku. Pragnął zostać jezuitą, lecz księża jezuici rozeznali, że powołanie Moscatiego jest świeckie: być lekarzem! Szpital dla Nieuleczalnie Chorych stał się miejscem jego uświęcenia. Moscati porzucił karierę uniwersytecką dla chorych. Był blisko nich, jak samarytanin Ukrzyżowanego.
Pewnego razu do chorego, który przypominał już z wyglądu nieboszczyka, zabrał ze sobą studenta. Cierpiący człowiek wpatrywał się w doktora Moscatiego jak w wybawcę. Ten pochylał się nad nim, badał go, wykonywał zastrzyki. Wychodząc, powiedział studentowi: „Zapamiętaj ten dzień, bo dziś zobaczyłeś dokładny obraz Chrystusa ukrzyżowanego” („L’Osservatore Romano”, 23 listopada 1975).

Umiejętność „jasnowidzenia”
Zdaje się, że Moscati często z dużą trafnością przewidywał wydarzenia, na przykład własną śmierć. Działo się to również wtedy, gdy stawiał diagnozy. Zdarzało się, że diagnozował rodzaj choroby u pacjenta jeszcze przed złożeniem mu wizyty. A co więcej, przewidywał przebieg choroby, także uzdrowienie, nie mając jeszcze wiedzy o parametrach diagnostycznych. Oczywiście wszystkich to trochę zastanawiało.
Moscati miał w zwyczaju często modlić się do Ducha Świętego, zwłaszcza podczas pracy. Ta wrażliwość jego duszy na Ducha Świętego pokazuje nastawienie, z jakim Moscati działał w każdych okolicznościach. Musiał tego doświadczać zwłaszcza w najtrudniejszych przypadkach klinicznych, gdzie z pewnością Duch Boży przychodził mu z pomocą w postaci „suplementu” zawodowej intuicji, która zamieniała się w pewność co do słuszności oceny.
Cudowne diagnozy
W zeznaniach z poszczególnych procesów jego kanonizacji zostały przywołane liczne fakty. Wśród nich i ten: był rok 1922, jedna siostra zakonna opowiada, że poprosiła doktora Moscatiego o środek na pewną łagodną uciążliwość. On zatrzymał się jakby zamyślony, a następnie odpowiedział, że przyjdzie do klasztoru. Zakonnica przekonywała go, że nie ma takiej potrzeby. On zaś nalegał i umówił wizytę na następną niedzielę. Będąc w klasztorze, wyraził chęć złożenia wizyty innej siostrze, której dwa lata wcześniej przepowiedział możliwość wystąpienia nowotworu. I rzeczywiście, teraz stwierdził u niej raka narządów jamy brzusznej i zalecił natychmiastową operację. Moscati zawsze wykazywał wrażliwość na cierpienie drugiego człowieka, co miało kluczowe znaczenie w jego karierze jako lekarza.
Zabieg chirurgiczny przeprowadził profesor Leopoldo Risso. Asystował mu Moscati, mimo swoich licznych, już zaplanowanych obowiązków. Od samego początku operacji sytuacja wyglądała na bardzo poważną, do tego stopnia, że chirurg nie chciał procedować. Na to zareagował Moscati: „W imię Boga, kontynuujcie! To dusza Jemu poświęcona, z pewnością jej dopomoże”.
Operacja przebiegła doskonale, a zakonnica wyzdrowiała. Spotkawszy ją jakiś czas później, Moscati zachęcał ją do korzystania z życia, które Pan Bóg jej na nowo darował.
Jeszcze jeden epizod, pośród wielu innych odnoszących się do ludzkiej i religijnej wrażliwości Moscatiego, rzuca nowe światło na jego wiarę i świeckie kapłaństwo.
Senator Leonardo Bianchi, wiceprzewodniczący Izby Deputowanych, lekarz i naukowiec, wówczas kierownik katedry Akademii Chirurgicznej w Neapolu, odrzucał już samo pojęcie Boga w swoim życiu zawodowym, naukowym i kulturalnym. Tamtego dnia wygłaszał konferencję w obecności profesorów, studentów oraz członków Wydziału Medycznego. Był wśród nich także Moscati. Po zakończeniu konferencji niespodziewanie profesor Bianchi osunął się bez sił z katedry.
Wszyscy obecni okrążyli go zaniepokojeni. Wzrok konającego przesuwał się po zebranych w poszukiwaniu… profesora Moscatiego. Doktor Moscati wiedział o ateizmie naukowca. Ale wzrok Bianchiego zwrócony ku Moscatiemu wysyłał jasno określony sygnał, który młody lekarz od razu pojął. „Zawołajcie księdza!” – powiedział. Następnie pochylił się nad Bianchim, chcąc udzielić mu pierwszej pomocy, ale szybko zrozumiał, że medycyna niewiele miała tam już do zrobienia. Toteż trzymając jego dłoń, szeptał modlitwy o skruchę i ufność, które Leonardo Bianchi powtarzał, jak mógł, ledwo słyszalnym głosem, aż odszedł. Później Moscati napisał do krewnej senatora Bianchiego, s. Paoliny:
Leonardo Bianchi dobrze wiedział o moich przekonaniach religijnych, znał mnie, odkąd byłem studentem. Podbiegłem do niego blisko, podpowiadając słowa skruchy i zawierzenia, podczas gdy on ściskał moją dłoń, nie mogąc mówić… W skróconym obrzędzie zostało mu także udzielone ostatnie namaszczenie… Nie chciałem iść na tę konferencję, jako że od jakiegoś już czasu oddaliłem się od środowiska akademickiego, ale tego dnia popchnęła mnie tam jakaś nadludzka siła, której nie mogłem się oprzeć.
Tejże siostrze kardynał Ascalesi potwierdził: „Wasz wuj uratował się, ponieważ był tam ten misjonarz, Józef Moscati”.
Erupcja Wezuwiusza
Zjednoczone Szpitale Neapolu mają swój oddział zamiejscowy w miejscowości Torre del Greco, a zatem na obszarze wezuwiańskim, zaledwie sześć kilometrów od wulkanu. Szpital ten przyjmuje wielu chorych w podeszłym wieku, część z nich jest niepełnosprawna, bez możliwości samodzielnego poruszania się.
Doktor Moscati pracuje jako zastępca ordynatora w Zjednoczonych Szpitalach w Neapolu, a jako że nic nie wskazuje na to, by erupcje Wezuwiusza ustąpiły, przeczuwa niebezpieczeństwo dla szpitala w Torre del Greco. Prędko zaopatruje się w niezbędne pozwolenia i wysyła transport po chorych. Osobiście pomaga w akcji ewakuowania szpitalnych sal. Gdy przewieziono już ostatniego chorego w bezpieczne miejsce, dach szpitala załamał się pod ciężarem popiołu i lapilli. Gdyby nie szybkie działanie doktora Moscatiego, doszłoby do tragedii. Akcja ewakuacyjna była możliwa dzięki współpracy całego personelu szpitala, który działał z duchem miłosierdzia i wzajemnej pomocy.
Od tego czynu – który, biorąc pod uwagę okoliczności, można uznać za heroiczny – daje o sobie znać wrażliwość i wielkie człowieczeństwo młodego lekarza. Był zaledwie trzy lata po zakończeniu studiów. A to nie wszystko – w kolejnych dniach zabiega o to, by osoby, które pomagały mu w ewakuowaniu chorych, otrzymały oficjalne pochwały. Wysyła również list do dyrektora generalnego Zjednoczonych Szpitali, prosząc o nagrody dla tych, którzy pospieszyli z pomocą w tej akcji humanitarnej. A dla siebie? Dla siebie o nic nie prosi. Co więcej, zwraca się z prośbą do dyrektora o pominięcie go, „by nie wzbudzać… popiołu!”, jak mówi z typową dla siebie ironią. Mimo wszystko administracja Zjednoczonych Szpitali chce go publicznie odznaczyć nagrodą z dopiskiem: „za uratowanie życia siedemdziesięciu niepełnosprawnym osobom ze szpitala w Torre del Greco”.

Epidemia cholery
Inny podobny epizod wydarzył się podczas epidemii cholery, która dotknęła Neapol w 1911 roku. Moscati był wtedy zastępcą ordynatora w Zjednoczonych Szpitalach oraz członkiem Królewskiej Akademii Medyczno‑Chirurgicznej.
Z powodu zachowawczości Moscatiego i jego chęci do pozostawania anonimowym nie posiadamy świadectw tamtych wydarzeń, ale wiadomo, że doktor Moscati czynnie włączył się w udzielanie pomocy dotkniętym zarazą, osobiście narażając się na poważne niebezpieczeństwo. Wiadomo również, że został wezwany przez Inspektorat Sanitarny, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oraz Biuro Ochrony Zdrowia z ramienia prefektury w celu przeprowadzenia badań nad chorobą oraz przestudiowania sposobów jej pokonania.Moscati poświęcił się temu z typowym dla siebie zaangażowaniem, zlecając całą serię działań w zakresie prac publicznych, niezbędnych do odnowy miasta. W dużej części zostały one zrealizowane.
Wielki Wtorek 1927. Śmierć doktora Moscatiego
Troską Moscatiego było to, by pracować w winnicy Pańskiej tak długo jak tylko możliwe. Jest rok 1927. 12 kwietnia, Wielki Wtorek. Za kilka dni będzie Pascha.
Moscati wraca ze szpitala do domu. Po drodze spotyka Maddalenę Aloi i pyta o jej matkę, którą wcześniej leczył. Następnie zaprasza ją do siebie do domu, by dotrzymać towarzystwa jego siostrze, jako że… „dzisiaj umrę”, jak sam mówi. Oczywiście kobieta nie zwraca na to zdanie uwagi, myśląc, że to żart.
Czy Moscati przeczuwał nadejście „jego” godziny? Być może.
Kilka miesięcy wcześniej pisał do swojego chorego ucznia:
Wyzdrowiejecie. A Pan Bóg poprosi Was o zdanie sprawy z życia, które Wam ofiaruje. A kiedy, za tysiąc lat, staniecie przed Jego obliczem, macie odpowiedzieć: „Panie, dobrze wypełniłem swój dzień! Pracowałem ku większej Twej chwale!”.
To poczucie obowiązku, misji i altruizmu było niezwykle żywe w doktorze Moscatim. Najprawdopodobniej jego zdrowie zostało nadwyrężone właśnie przez te nieustanne nękania, to nieoszczędzanie siebie, brak troski o siebie. Jego stan zdrowia pogarszał się. Kilku kolegów lekarzy zwracało mu na to uwagę, ale on i tak wczesnym rankiem był tam – na kolanach na marmurowych schodach kościoła Santa Chiara – by się modlić, nie przejmując się bólami stawów i zmęczeniem. A później, jak zawsze, był już w szpitalu.
Mniej więcej miesiąc przed śmiercią wyjawia w jednym z listów informacje na temat swojego stanu zdrowia. Pisze, by podziękować za dar otrzymany od osoby, którą za darmo leczył.
Jestem na nogach dzięki wysiłkowi woli – takiemu, do jakich od dawna jesteś przyzwyczajony! Ledwo piszę, ale chcę wyrazić moją wdzięczność za dar, na który nie zasługuję i o który nie zabiegałem. Największą nagrodą dla mnie jest wiedzieć, że zdrowiejesz. Dziękuję w pierwszej kolejności Bogu, że hojnie obdarował mnie łaską Twojego zdrowia! Zanieśmy Bogu wszystko to, co przytrafia nam się dobrego, a poczujemy w sercu pokój i wytchnienie. Przyjadę podziękować osobiście, jak tylko opuści mnie choroba, która po mnie pełza.
Choroba, która po nim pełza… Nieprawdopodobne! Niewiele ponad miesiąc przed jego śmiercią! To niewiarygodne, że lekarz jego pokroju zaniedbuje zbadanie znaków ostrzegawczych, jakie jego ciało wysyłało mu od jakiegoś czasu.
Ale być może, kiedy na tarczy jego życia zbliża się ostatnia godzina ustanowiona przez Najwyższego Zegarmistrza, nikt nie podejrzewa, że ruch wskazówek może być tak szybki.
A zatem 12 kwietnia Moscati, wróciwszy ze szpitala, po obiedzie, przyjmuje chorych w swoim gabinecie. Pewna pacjentka, żegnając się z nim, zauważa bladość jego oblicza i pyta, czy dobrze się czuje. Lecz tak nie jest. Zostawszy sam, Moscati siada w fotelu, być może po to, by złapać oddech, tylko na kilka chwil…
Ale piasek w jego klepsydrze jest na wyczerpaniu. Serce nie wytrzymuje. A on wychodzi z „czasu”, by wejść do „wieczności” Boga.

***
Jego śmierć zszokowała pacjentów i współpracowników, a jego doczesne szczątki zostały przeniesione do kościoła Gesù Nuovo w Neapolu. Pamiątki po Nim, w tym fotel, na którym oddał ducha, można oglądać w kościele Gesù Nuovo w Neapolu
Św. Józef Moscati – modlitwa
Jezu, Miłości!
Twoja miłość uwzniośla mnie;
Twoja miłość uświęca mnie,
kieruje mnie w stronę nie tylko jednej istoty,
ale wszystkich stworzeń,
ku nieskończonemu pięknu wszystkich bytów,
stworzonych na Twój obraz i podobieństwo!
Artykuł powstał na podstawie książki Beatrice Immediaty Święty Józef Moscati. Historia świętego lekarza i wstępu do niej autorstwa ks. Roberta Skrzypczaka.